Przez lata społeczeństwo tworzyło stereotypy wokół kobiet, przypisując im cechy, emocje i „słabości” w oparciu o utarte przekonania.
Mówi się, że słabym punktem kobiety jest jej serce, potrzeba miłości, a nawet wrażliwość. Ale prawda jest o wiele głębsza.
Prawdziwą słabością kobiety nie są emocje ani braki: to fakt, że jest ona nieustannie zmuszana do udowadniania swojej siły.

Tak, dobrze przeczytałeś. Słabość kobiety tkwi w ciężarze, jaki dźwiga, konieczności ciągłego udowadniania, że da sobie ze wszystkim radę. Że może być matką, profesjonalistką, żoną, córką, opiekunką, przyjaciółką i jednocześnie pozostać sobą.
Że musi panować nad swoimi emocjami w pracy, aby uniknąć etykietki „zbyt emocjonalnej”, ale jednocześnie okazywać empatię, nie popadając w obojętność. Że musi być dostępna dla innych, ale nie tak, by być postrzeganą jako słaba. Ta ciągła presja jej nie definiuje, ale ją wyczerpuje.

Prawdziwa słabość kobiety tkwi w chwili, gdy zostaje sama po poświęceniu wszystkiego dla innych. Gdy zamyka się w łazience, by płakać przez pięć minut i wychodzi, jakby nic się nie stało.
Gdy tłumi emocje, by nikogo nie urazić. Gdy milczy, by uniknąć konfliktu. Ta niewidzialna presja to walka, z którą wiele kobiet mierzy się każdego dnia, niezauważona i z niewielkim zrozumieniem.


Nie chodzi o to, że kobiety nie radzą sobie z życiem. Potrafią, i to z zadziwiającą siłą. Ale ich słabość ujawnia się, gdy zapominają, że mają również prawo do opieki, bycia wysłuchanymi, do odczuwania zmęczenia.
To nie kruchość czyni je słabymi, ale uporczywe przekonanie, że zawsze muszą być niezwyciężone. W społeczeństwie, które idealizuje samowystarczalność, powszechne stało się myślenie, że proszenie o pomoc jest synonimem słabości.
Ale co, jeśli prawdziwa siła tkwi w akceptacji, że nie możemy zrobić wszystkiego? Co, jeśli najsilniejszą kobietą jest ta, która wie, kiedy odpocząć, odpuścić i powiedzieć: „Dzisiaj nie dam rady”?

Przyznanie się do słabości nie jest upokarzające, to ludzkie. Nie chodzi o romantyzowanie cierpienia ani dehumanizowanie kobiet. Chodzi o tworzenie przestrzeni, w których kobiety mogą być pełne, ze wszystkimi swoimi mocnymi i słabymi stronami. W dni, kiedy prowadzą projekty, i w inne, kiedy po prostu potrzebują przytulenia.
Bo prawdziwą słabością kobiety nie jest miłość, jej wygląd ani emocje. To ciężar nieumiejętności okazywania słabości. Ale paradoksalnie, właśnie tam tkwi jej największa siła: w wytrwałości, nawet gdy nikt nie dostrzega wysiłku kryjącego się za jej uśmiechem.
