Relacje między premierem Donaldem Tuskiem a prezydentem Karolem Nawrockim weszły w najbardziej gwałtowną fazę od początku ich współpracy, a właściwie – od początku nieustających sporów.
Iskrą, która wywołała otwarty konflikt, stało się wstrzymanie przez prezydenta nominacji generalskich i odznaczeń dla funkcjonariuszy ABW i SKW.
To decyzja, która uderza w samo centrum państwowego bezpieczeństwa i natychmiast doprowadziła do politycznej eksplozji.
Premier Tusk zamieścił w mediach społecznościowych wpis, w którym nie zostawił na prezydencie suchej nitki.
Napisał, że odmowa podpisania awansów dla oficerów walczących z wrogą dywersją nie jest zwykłym sporem kompetencyjnym.
Określił to jako „sabotaż wymierzony w bezpieczeństwo państwa”.
Tak mocne słowa szefa rządu pod adresem urzędującego prezydenta są bezprecedensowe.
Pokazują, że kanały komunikacji między „Dużym” a „Małym Pałacem” po prostu przestały istnieć.
Wpis premiera sugerował wprost, że działania prezydenta osłabiają zdolność służb specjalnych do reagowania na zagrożenia ze Wschodu.
Komentarz z Pałacu Prezydenckiego pojawił się równie szybko.
Karol Nawrocki odpowiedział oskarżeniem, że to premier próbuje ręcznie sterować państwem i ignoruje konstytucyjne prerogatywy głowy państwa.
Powiedział, że Donald Tusk „musi zrozumieć, że nie jest królem, tylko szefem rządu”.
Prezydent twierdzi, że wstrzymanie nominacji wynika z troski o apolityczność służb.
Według jego otoczenia rząd próbuje wykorzystać ABW i SKW do bieżącej walki politycznej.
Pałac wskazuje też, że premier unikał spotkań, na których miały być omawiane kluczowe kwestie bezpieczeństwa.
Nawrocki argumentuje, że nie pozwoli, by interes partyjny dominował nad państwowym.
Twierdzi, że część wniosków awansowych była motywowana politycznie, a nie merytorycznie.
Eksperci ds. bezpieczeństwa alarmują, że konflikt na tak wrażliwym obszarze jest najgorszym możliwym scenariuszem.
Zwracają uwagę, że zablokowanie awansów uderza w morale funkcjonariuszy.
Wskazują, że brak współpracy między premierem i prezydentem może prowadzić do chaosu decyzyjnego w sytuacjach kryzysowych.
Sami oficerowie mają poczucie, że stali się zakładnikami politycznego starcia, które nie powinno dotyczyć służb specjalnych.
Obie strony konfliktu okopały się na swoich pozycjach.
Premier mobilizuje opinię publiczną, odwołując się do argumentów o bezpieczeństwie państwa.
Prezydent buduje wizerunek „strażnika konstytucji”, który nie ulega presji rządu.
Pytanie brzmi, czy w obliczu zagrożeń hybrydowych państwo polskie może sobie pozwolić na tak głęboką polityczną wojnę.
Na razie zamiast dialogu widzimy eskalację, a jedynymi poszkodowanymi są funkcjonariusze, których awanse stały się elementem politycznego pojedynku.
