W rodzinnych stronach Przemysława Babiarza odbył się pogrzeb jego żony Marzeny, a cała ceremonia stała się jednym z najbardziej bolesnych doświadczeń w życiu znanego komentatora.
To chwila, którą trudno unieść, a jednak jego słowa pełne wiary i nadziei poruszyły wszystkich zgromadzonych.
Uroczystości rozpoczęły się w sobotę 22 listopada w kościele św. Józefa Sebastiana Pelczara, gdzie wierni pojawili się znacznie wcześniej, by odmówić modlitwę różańcową w intencji zmarłej.
Świątynia szybko wypełniła się po brzegi i już od pierwszych chwil było widać, jak wiele osób przyszło oddać jej ostatni hołd.
Przy ołtarzu ustawiono liczne kwiaty, znicze i symboliczne wiązanki, które mówiły więcej niż jakiekolwiek słowa.
W homilii przypomniano życie Marzeny Babiarz, która przyszła na świat 8 lutego 1971 roku i odeszła w wieku 54 lat, zostawiając w pamięci bliskich obraz osoby ciepłej, rodzinnej i głęboko oddanej swoim najbliższym.
Kapłan mówił o nadziei na życie wieczne i podkreślił, że „nasza dusza jest w niebie”, co poruszyło wielu obecnych.
Kiedy Przemysław Babiarz stanął przed zgromadzonymi, w kościele zapanowała całkowita cisza.
Dziennikarz mówił spokojnym głosem, w którym jednak słychać było ogrom emocji.
Podziękował za mszę i za obecność tak wielu osób, podkreślając, że „nasze życie się nie kończy, ono się zmienia”, co stało się jednym z najbardziej pamiętnych zdań całej uroczystości.
Wspomniał też, że na pogrzeb żony przyjechali ludzie z całej Polski oraz z zagranicy — od Paryża i Wysp Brytyjskich, po Mazury, Kraków, Szczecin i rodzinny Przemyśl.
W ostatnich miesiącach życia Marzena Babiarz zmagała się z ciężką chorobą, o której jej mąż mówił już wcześniej publicznie.
Podczas jednego z wystąpień wspominał, że choroba dotknęła najpierw jego, a później ją, ale wierzył, że wspólnie zdołają przez to przejść.
Ich rodzina już wcześniej doświadczała trudnych chwil i zawsze była dla siebie ogromnym wsparciem.
Po zakończeniu mszy kondukt żałobny przeszedł na Cmentarz Główny w Przemyślu, gdzie spoczęła urna z prochami Marzeny.
To pożegnanie miało w sobie chwilę głębokiej powagi, ale też odrobinę ukojenia, które często towarzyszy ludziom wierzącym w sens dalszej drogi.
Historia tej rodziny porusza wielu, bo pokazuje miłość, wierność i odwagę w zmaganiu się z cierpieniem.
Choć żałoba jest wciąż świeża, słowa Przemysława Babiarza przypominają, że nawet największy ból można unieść dzięki nadziei.
